Zbliżają się targi, a ja czytam jak szalona. Dużo i chyba za szybko. Nie przepadam za takim tempem, ale specyfika jesieni jest, jaka jest w świecie książek. Tej nie było w moich planach. To znaczy była, ale na później. Na zdecydowane później. Zatrzymała mnie okładka. Spojrzenie tej dziewczyny ma w sobie coś takiego, co do mnie powiedziało: weź mnie do ręki. No i przeczytałam „Zwiezdę” Katarzyny Michalczak.
Michalczak, dotąd znana jako poetka, wchodzi w powieść. Nie w prozę, bo tej już próbowała wcześniej. Co mnie ujęło? To, że ta książka wcale nie chce się wszystkim podobać. I bardzo dobrze.
Co mamy? Czasy współczesne. Polska. Mieszkam w Polsce, ale wojna w Ukrainie jest. Uchodźcy trafiają do naszych mieszkań, do naszych głów, do naszych relacji. Kinga, główna bohaterka z poukładanym (tak się wydaje) życiem, z otwartym sercem również, chce pomóc. Z pewnością chce zrobić coś dobrego. Przyjmuje pod swój dach nie jednego, ale kilkoro „gości” ( celowy zapis) Czy to wystarczy?
To książka o relacjach, macierzyństwie. Stawia pytania o to, jak pomóc komuś, skoro sama dźwigasz to, co niewypowiedziane? Czy można być gościnną, kiedy w środku nadal masz niepozałatwiane sprawy z samą sobą? A może właśnie wtedy najbardziej trzeba otworzyć drzwi?
Na mnie podziałała trochę jak lustro, które czasem pokazuje coś, czego wcale nie chcesz widzieć. Michalczak pisze nie po to, by dać morał, raczej zaprasza do zadawania niewygodnych pytań – i to bez oczywistych odpowiedzi. Do spojrzenia na siebie nie z pozycji „lepszego”, ale z pozycji kogoś, kto też się gubi. Kogoś, kto czasem chciałby być ratownikiem, ale sam ledwo trzyma się na nogach.
Zdanie, które mnie zatrzymało, jest na stronie 205: „Kiedy zmieniamy naszą pamięć o przeszłości, wpływamy na to, jak ułoży się przyszłość” – i to może być klucz do wszystkiego, na co chciałam sobie odpowiedzieć. A mamom życzę, by się nie katowały, bo czasem warto zadać sobie pytanie: czy naprawdę możesz kochać swoje dziecko tak, jak chcesz?
Wydawnictwo Literackie
Dla mnie 7/10.